"Oczywiste jest, że stypendia są potrzebne. Są ogromne nierówności. Każda forma stworzenia funduszu stypendialnego i pomoc komuś jest niezwykle istotna i przydatna. Apel jest taki: pomyślcie nad tą ideą i zobaczcie że tam nie ma słabych punktów, przynajmniej ja nie widzę.

Wybór szkoły podstawowej był oczywisty. Chodziło o to, żeby nie było za daleko. Mieszkałem w Warszawie na Powiślu i zaraz, dosłownie dwie przecznice od mojego domu, była to szkoła podstawowa nr 34 przy ulicy Drewnianej. Tam zostałem zaprowadzony przez moją mamę. Muszę się pochwalić, że byłem nieprawdopodobnie inteligentnym dzieckiem. W związku z tym rozpocząłem naukę w wieku lat sześciu, czyli byłem o rok młodszy od kolegów, ale to dzięki potwornej inteligencji utrzymałem się w tej klasie. Dodam jeszcze, że byliśmy jak na owe czasy eksperymentalną klasą. Co rzeczywiście chyba często się nie zdarzało, gdyż z tym samym wychowawcą, z którym rozpoczęliśmy w pierwszej klasie podstawówki doszliśmy w niemal niezmienionym składzie do matury. Także bardzo się dobrze poznaliśmy. A liceum umieszczono na ul. Karowej. Musiałem więc spacerować trochę dalej. To było liceum im. Tadeusza Czackiego.
Miałem sporo nieprzyjemności w szkole. Nie dlatego, że się beznadziejnie uczyłem, ale dlatego że, przypominam wszystkim, to były lata 60-te. To był zupełnie inny system polityczny. Wtedy nierzadko podejmowano próby wywierania pewnej presji na dzieci. Ja się wychowałem w domu zupełnie inaczej myślącym niż oficjalna linia. No więc konflikty były nieuniknione. Natomiast z miłych wspomnień to bardzo dobraliśmy się z pewną grupą kolegów i świetnie się rozumieliśmy. W końcu liceum założyliśmy klub muzyczny, w którym mogliśmy robić to co lubimy najbardziej. Bardzo dużo zawdzięczam Pani Profesor Stachurskiej od angielskiego, która uczyła nas dużo więcej niż angielskiego. Uczyła nas kulturalnego i inteligentnego patrzenia na świat, a przede wszystkim dystansu do pewnych opresyjnych rzeczy które się działy. Wspominam z takim oczywiście uśmiechem panią od polskiego. Bardzo niewysoką, a na bardzo wysokich obcasach, która ciągle zdejmowała buty albo gubiła, była niezwykle żywotna. I pamiętam zdanie, które mi powiedziała po maturze: "Ty z polskiego Mann to taki znowu orzeł nie byłeś, bo jesteś leń! Napisałeś maturę na bardzo dobrze i ta piątka jak sen jakiś złoty na tle twoich innych osiągnięć". To była bardzo barwna i śmieszna osoba, no i oczywiście świetny fachowiec.
Nie korzystałem z żadnych stypendiów. Jak na owe czasy, należałem do grupy uczniów z rodzin w miarę ustabilizowanych finansowo. To bardzo ogólne stwierdzenie, mieliśmy też ciężkie momenty w życiu, ale nie było zapaści. Także ja czułem się zupełnie komfortowo na tle niektórych kolegów, których rodziny miały ewidentne problemy finansowe.
Co dziś dla mnie oznacza słowo solidarność? Boję się trochę o tym mówić. Dlatego, że dookoła jest taka masa ludzi, którzy wymachują tym słowem, nie wiem czy sami sobie zdają sprawę co ono oznacza. Dla mnie takie elementarne znaczenie to - oczywiście w kontekście polskich dziejów - wspólne zjednoczenie się ludzi, o często nawet różnych temperamentach i poglądach po to, żeby pokonać zło."