"Do szkoły podstawowej i ogólniaka chodziłem w Warszawie. Lepsze wspomnienia mam jednak z podstawówki. Tam była taka wyjątkowa pani, która uczyła języka polskiego. I ta pani również brała udział w różnych grupach artystycznych. Ona znalazła we mnie źdźbło talentu. Była zafascynowana krótkimi opowiadaniami, które pisałem. Była taką osobą - bym to nazwał - bardzo krzepiąca mnie literacko.
Moja pasja muzyczna rodziła się niezależnie od edukacji tradycyjnej. Najpierw podobały mi się filmy o Beatlesach. Chciałem mieć też takie buty i być obiektem westchnień dziewczyn. A tak przede wszystkim to zainteresowanie muzyką zrodziło się z potrzeby wyróżnienia się, pokazania się w towarzystwie. Przyjechałem do Warszawy wieku 6 lat z Nowego Sącza i byłem wtedy raczej wyizolowany. Muzyka bigbitowa wydawała mi się najwłaściwszą metodą zainteresowania kolegów i koleżanek. Ale to była jedna strony. Bo było też tak, że ojciec mi kupił książeczkę o nauce gry na gitarze. Trochę się nauczyłem muzykować, a później założyłem jakiś zespół i tak to się zaczęło.
Myślę, że stypendia mogą rozwijać prawdziwe talenty. Jednak bardzo dużo zależy także od nauczycieli - czy będą to osoby, które poprowadzą ucznia i odkryją w nim pokłady możliwości, umiejętności i ponadprzeciętności. Zły nauczyciel może psuć wszelkie talenty. Miejmy nadzieję, że uda się dzisiaj znaleźć grono ludzi, którzy potrafią być nauczycielami z powołania. W Stypendiach św. Mikołaja fajne jest to, że absolwenci będą współdecydującymi o przyznaniu stypendiów.
Co dzisiaj oznacza solidarność? Ta Solidarność, która odnosi się do jakiś zaszłości, nieporozumień, domniemań, wzajemnego obwiniania się, to taka bardzo polska solidarność. Przez całe moje życie, niezależnie od kierunku solidarnościowego, pojmowałem Solidarność jako działanie ku czemuś. Nawet napisałem taką pieśń "Flota zjednoczonych sił". Zawsze wydawało mi się, że Solidarność powinna mieć taki praktyczny wymiar. To znaczy, że trzeba się solidaryzować w celu osiągnięcia czegoś, a solidarność przeciwko czemuś jest bzdurą."