"Szkoła Podstawowa w Szadku. Liceum Ogólnokształcące na Jasnej w Zduńskiej Woli. Szkoło, szkoło, gdy cię wspominam, pamiętam tylko dobre chwile. Podstawówka była moim drugim domem. Nie tylko dlatego, że moja Mama była wychowawczynią mojej klasy. To były lata 60. ubiegłego wieku. Szkoła była dla nas, dzieciaków wszystkim. Także domem kultury, teatrem, kinem.
Tam się uczyłem grać na akordeonie, tańczyłem w zespole ludowym, recytowałem wiersze. Skłamałem, jest jedno niezbyt sympatyczne wspomnienie. W szkole przyjmował dentysta. Leczył nasze zęby we wtorki, czwartki i soboty. Bałem się go jak diabli! Do dziś to pamiętam.
Liceum to już prawie dorosłość. Dojeżdżałem na lekcje autobusem. Codziennie rano o 7.30 dojeżdżałem do dużego miasta. To było coś! Pierwsze fascynacje, pierwsze uczucia. No i nauka angielskiego. Chciałem rozumieć co do mnie mówi Radio Luksemburg. Byłem nieśmiały. Recytowanie pomagało pokonać tremę. Dotarłem kiedyś do eliminacji ogólnopolskich w Konkursie Recytatorskim. Dzięki mojej nauczycielce polskiego. Wygrałem eliminacje powiatowe w Sieradzu, wojewódzkie w Łodzi. W Koszalinie dostałem wyróżnienie. To tak, jak bym został mistrzem świata. Dzięki Panu od matematyki byłem przybocznym naszej drużyny harcerskiej, ale także pokochałem matematykę. Nigdy później nie miałem z nią kłopotów. Dzięki Pani od polskiego w liceum poznałem poezję Haliny Poświatowskiej. Długo by wymieniać.
Na studiach (Politechnika Łódzka) dostawałem stypendium. Za dobre wyniki w nauce. Chyba jakieś 700 złotych. To była kasa! Poza tym wspierali mnie oczywiście Rodzice. Stypendia były bardzo pożyteczne. Pozwalały przetrwać, dawały szansę na normalne funkcjonowanie. Nie trzeba było kombinować, jak zdobyć pieniądze na akademik, na jedzenie. Dawały spokojną głowę, żeby się uczyć. Solidarność to nasza wspólna sprawa. Poczucie tożsamości, przynależności do narodu. Tak myślę."